Chwila bez imienia
Smutny, jaki smutny człowiek uśpiony w zdarzeniach, w zdarzeniach prawdziwych. Jakbyś kreślił kółko na piasku, a w dębów cienie jak w rzeczywiste zamki kolorowe powprawiał szyby. Tak sobie nieroztropnie – niby przypominasz dziecięce twierdze z piasku. Uwierzyć łatwo: żyjesz tam, a teraz śnisz tylko oślepiający sen piorunów, krzywdy i blasku. Jakże spokojnie, choć upłynął dwudziesty rok, nie wierzyć w rzeki ognia, przez wiatr unoszonych ludzi, tonąc po brzegi spojrzenia w rzeczywistość. Ale ja się obudzę, ale ja się obudzę.
luty 41 r.
Kiedy wojna przekreśliła plany studiów na wydziale grafiki w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, Krzysztof Baczyński rozpoczął naukę w Miejskiej Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa, namiastki ASP. Szukając sposobów na przeżycie – szklił okna, malował szyldy, nawet pracował u węglarza na Czerniakowie. Jak pisał Wiesław Budzyński: „prawie przestał pisać wiersze! Za to rysuje. Rysuje człowieka w obliczu śmiertelnego zagrożenia, wciśniętego w kąt historii, błądzącego w ciemnym labiryncie miasta”. Obok wielu niedatowanych rysunków powstały wtedy znane ekspresjonistyczne prace – Labirynt miasta (maj 1940) i Pokolenie, w których wyrazi motywy powtórzone później w poezji.
Ciemne, miłosne kołysanki i elegie o „przeżywaniu łagodności i dobroci” (tak komentował Poemat o Chrystusie dziecięcym) z pierwszego roku wojny stopniowo ustępują miejsca utworom wyrażającym „porażenie okupacyjne” – „na podobieństwo wód zaskórnych, które przesączają się każdą szczeliną”, jak to określił pierwszy wrażliwy interpretator poezji Baczyńskiego, Kazimierz Wyka. Już poemat Serce jak obłok (sierpień 1941), wysoko ceniony przez samego autora („to najczystszy mój rękopis i największe, jak do teraz, osiągnięcie poetyckie” – pisał w październiku 1941 r. w Przypiskach), utrzymana w mitologizującej scenerii historia bohatera – Tytana, otwiera „porażający” obraz:
same mary tylko i skrzydła nawałnic. Takie noce się karmi przez wiatr oderwaną ręką. Takie noce dymią padliną – gnijącym runem obłoków; błądzący po nich giną w lęku i mroku. Takie noce rodzą tylko zwierzęta: konie bez głów i koty ziejące płomieniem, i płynie w nich ziemia przeklęta głuchym strumieniem. Jakże te noce przemógł, które rosną jak trupi obrzęk i jak ryby duszą się niemo? Jakże w nich zrodził się olbrzym?
Kiedy „spełnia się brzemię kataklicznych nocy”, następuje przebudzenie – poeta zapisuje surową prawdę autentycznego przeżycia:
Oto jest chwila bez imienia: drzwi się wydęły i zgasły. Nie odróżnisz postaci w cieniach, w huku jak w ogniu jasnym. Wtedy krzyk krótki zza ściany; wtedy w podłogę – skałą i ciemność płynie jak z rany, i w łoskot wozu – ciało. Oto jest chwila bez imienia wypalona w czasie jak w hymnie. Nitką krwi jak struną – za wozem wypisuje na bruku swe imię. listopad, 15 XI 41 r.
Dzień wcześniej Krzysztof napisał jasną Przypowieść o Boskim dziele stworzenia – doskonałej i celnej przyrody, pośród której tylko jeden – marny i niedoskonały twór, opuszczony przez Boga – „błądzi wśród grozy człowiek ciemny jak ziemia”. Przypowieść, Serce jak obłok oraz Śnieg z podtytułem Wiersze wybrane r. 1941 poeta zapisze w formie rękopiśmiennych tomików, pięknie ilustrowanych i opatrzonych czułymi dedykacjami jako podarki dla matki. W tym ostatnim zbiorze, podarku wigilijnym, 24 XII 1941, pośród wierszy – tytułowego Śniegu (Bóg jest śniegiem, on ziemię połączy z niebem na kształt liści milczących), Z psem, Magia, Kulig, Krzyż, Starość, znalazła się kolejna przypowieść – utwór Z szopką:
[…] Anioł biały szopkę niósł. Zamknąć tak – to ironicznie – w daszek gwiazdom pobielany płomień wieków i człowieka w tekturowe cztery ściany. […] Anioł biały szopkę niósł. Aż na grudzie stopą lekką stanął niby mgłą i skałą i koślawe, głodem ścięte ujrzał w grudę wbite – ciało, żeber czarnych łuki spięte, poskręcane rydle rąk, brzuch jak bęben życia – wzdęty, brzuch zsiniały, brzuch jak tłok, i zawrócił. W nieba plusk poczerniałą szopkę niósł.
Bożonarodzeniowa tradycja, tak żywa zwłaszcza w polskiej tradycji, w zderzeniu z okrutną rzeczywistością odsłania swoją umowność. „Zakłócenie obrzędu”, porządku, będzie jedną z odsłon „wadzenia się” z Bogiem w liryce Baczyńskiego. Motywy religijne nie mają tu tylko charakteru kulturowego; nie są jedynie wyrazem hołdu składanego matce, jak to widzieli niektórzy, dowodząc nawet, iż Krzysztof pisał wiersze religijne, aby jej sprawić przyjemność. Często pisane z myślą o matce, jej dedykowane (w dedykacji Wigilii dodaje nawet: „ten nasz »wspólny« wiersz”) wyrażają religijność wtopioną w jego osobowość poetycką; dylematy wiary/niewiary – „czekam Boga, który nigdy nie powraca” (Co jest we mnie), „nie woła żaden głos” (Pieśń o ciemności) – wyznaczają drogę poszukiwania, potrzebę dialogu z Bogiem, zwłaszcza w obliczu przerażającej i porażającej rzeczywistości: „Boże mój. Ja przed Tobą / ołtarz ciała rozdarty. / Ja – jednym sumieniem rodzony, / dymię tysiącem martwych” (Psalm 4). W grudniu 1941 powstał cykl złożony z czterech psalmów; poeta pisał o nich: „powstały z głębokiej konieczności wewnętrznej, z poczucia bezgranicznej słabości czynów i uzależnienia od ciała, które zawala drogę do wszystkich pragnień prawdy i właściwego szczęścia – dobrej siły” (Przypiski bibliograficzne). Psalm 2 o krzyżu w podarowanym matce tomiku 3 Psalmy miał dla niego szczególne znaczenie – powtórzył go w tomiku Śnieg, także dedykowanym Stefanii Baczyńskiej.
Nie nadaremnie jest ten krzyż, który przykuwa trzepot rąk. Posłuchaj tylko: czas jak mysz podgryza rozłożysty dąb. […] On w miłość, w roli skowyt psi, on się wyciosa z ciszy snu; jest u każdego progu dni; jest, jakbyś ziemię w sercu niósł. I nie daremny, bo gdy w lustro łez – – jak w lustro nieba – śmiercią spojrzysz, zobaczysz, powiesz: otom jest, którym się krzyżem w Bogu drążył.
Krzysztof Kamil Baczyński, 3 Psalmy, tomik rękopiśmienny z grudnia 1941, wykonany przez poetę i dedykowany matce, Stefanii Baczyńskiej, okładka
„
Przebudzenie i dojrzewanie do historii autora Pokolenia („Tak się dorasta do trumny, / jakeśmy w czasie dorośli”) jesienią 1941 roku, w Psalmach ujawniło się w podstawowym wymiarze dojrzałości – zgodzie na cierpienie, świadomym wyborze tej drogi. Cierpienie staje się słowem otwierającym najgłębsze sensy poezji Baczyńskiego. I nierozerwalnie z nim związana – miłość, także ta najbardziej osobista i intymna. Tomik z poematem Serce jak obłok, podarowany w sierpniu 1941 roku Stefanii Baczyńskiej, będzie miał jeszcze jedną „rękopiśmienną” edycję. W 1943 roku Krzysztof obdaruje albumem z tym utworem żonę, Barbarę.
Poeta poznaje Basię Drapczyńską późną jesienią 1941 roku.
Krzysztof Kamil Baczyński, Przypowieść
czyta: Halina Łabonarska