Gdy za powietrza zasłoną…
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc, i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut – zło. Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką. Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
Kiedy podchorąży „Krzyś” poszedł do Powstania Warszawskiego, słowa epilogu w Elegii o… [chłopcu polskim] wybrzmiały szczególnie dramatycznie w pierwszych dniach walki: „Boże, zabiłem człowieka”, mówił, choć nie wiedział, czy to jego kula trafiła wroga. Do końca walczyły w nim wola życia, tworzenia – z rozpaczą, niezgodą na zadawanie śmierci.
Nie zachowały się żadne zapisy ani dokumenty, które poeta miał przy sobie; świadczą o tym wspomnienia kolegów i świadków walk w Pałacu Blanka, gdzie Krzysztof Baczyński poległ 4 sierpnia 1944 roku, czwartego dnia Powstania. Ostatni znany, zapisany w notesie (Kodeksie 42/44) z datą 13 lipca 1944 roku, utwór Baczyńskiego, zamykający jego dzieło, to najczystsza liryka, prosta, jak w Wyborze – miłosna opowieść, wizja. Zawarty w niej muzyczny motyw określa głęboką, harmonijną więź, łączącą rozdzielonych – walczącego mężczyznę i jego ukochaną, gdzieś ponad światem, ponad ziemią, w przestrzeni czystej duchowości. Baczyński mistyczny…
Wiadomość o śmierci Krzysztofa nie dotarła do Barbary, choć żona poety ją przeczuwała. Ona sama, ciężko ranna w głowę 26 sierpnia, zmarła 1 września 1944 roku.
Gdy za powietrza zasłoną dłoń pocznie kształty fałdować i czuje się wielkie ptaki rosnące za chmur kwiatami, zmierzch schodzi lekko. A ona świeci u okna głową jasną jak listek światła i śpiewa piosenkę ciszy. Długą, wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie, aż jego dosięgnie w zmroku i szept przy ustach usłyszy. „Kochany” – szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni jak włosów miękkich smuga, lilie z niej pachną tak mocno, że on, pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni, wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy – czuje, że skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostrożnie, powoli, jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku i coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków, aż się dopełnia przestrzeń i czuje jej głosik miękki stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągnięcie ręki. „Kochany” – szumi piosenka, więc wtedy obejmą ramiona więcej, niż objąć można kochając jedno ciało. Dłoń wielka kształty fałduje za nieba czarną zasłoną i kreśli na niej zwierzęta linią drżącą i białą. A potem świt się rozlewa. Broń w kącie ostygła i czeka. Pnie się wąż biały milczenia, przeciągły wydaje syk. […]
Krzysztof Kamil Baczyński: ***(Gdy za powietrza zasłoną dłoń pocznie kształty fałdować)
czyta: Halina Łabonarska