List do Jana Bugaja
Przychodził do niej we śnie długi cień, chłód wiał, w błękitne szkło przemieniał dłonie: słyszała co dzień kroki. Wiała mokra sień i pory roku, deszcze jak spienione konie porywały za sobą drzewa i niebiosa, pochmurne, to znów białe. Śnieżyce na włosach zostawiały jej płatki, cichym rylcem żłobiąc. Zamieniała się w pomnik powoli, nieznacznie, nocą czekając dnia, który ją rzeźbić zacznie, a dniem na noc czekając, na splątany kłąb ciemnych organów ciszy, które wiały w głąb, jak wir lodowej rzeki. I huczała trwoga. Przychodził do niej we śnie długi cień, rozchylał płatki nocy, co pod jej ręką rozwijały się szumiąc jak spalony kwiat, i nazywał imieniem pory wszystkich lat, i zamykał skinieniem sny jak morza lęku. I przyszedł pierwszy raz, i nawiał obłok biały, a chłodne bryły lodu tej nocy – w staw przemienił, a na nim złote kręgi milczenia tak się chwiały jak motyl albo gwiazdy brzęczący, pszczeli ślad. […] A rano świt nadymał ogromne białe niebo, na oknach szorstki puch i chłód trumienny szedł. „O synku, o mój miły – płakała – ty bez chleba drętwiejesz, o mój synku, w tobie zamarzła krew. Jakeś ty do mnie przyszedł, jakeś ty czas ubłagał? Ja wiem – to już nie kwiaty, ja widzę śnieżne pola i bat nad tobą wężem, i twoja postać naga, co biegnąc tak się z wolna zamienia w ludzki ślad…”
Cień z obozu – zapewne ten utwór czytał Krzysztof Baczyński na wieczorze poetyckim, który zapamiętała i zapisała w swoim dzienniku z czasu okupacji, z datą: „9 stycznia 1944 roku – niedziela”, Sabina Sebyłowa, żona Władysława Sebyły, poety i żołnierza, zamordowanego przez NKWD w kwietniu 1940 w Charkowie: „Nie przypuszczałam, że podczas antyludzkiej, prowadzonej przez ludzi wojny, przeżyję tej miary wieczór. Bywam niekiedy na ściśle zamkniętych spotkaniach, gdzie ktoś czyta, ktoś inny mówi wiersze dzisiejsze. Nie mogą się zatracić ludzkie możliwości wyrażania tego, w co w przyszłości trudno będzie wierzyć jako w prawdę. W nieprzygaszanej okupacją kulturze domu Ireny i Józefa Sosnowskich, w klimacie przyjaznej gościnności Krzysztof Baczyński czytał swoje wiersze. Była i pani Baczyńska, matka poety. Baczyński jest piękny pięknością, jaka zawsze się kojarzy z uczuciem smutku, z przeczuciem dramatu. On jest wcieleniem herosa. Inne słowo się nie nadaje. Herosa współczesnego; samotnego, ale nie osamotnionego. Mówiliśmy o sprawach polityczno-literackich. Oczekiwaliśmy na jego wiersze. Przeczytał kilka. Także List z obozu. I serce wytrzymało. Moje serce”.
Wieczór odbył się w mieszkaniu przyjaciół i sąsiadów Baczyńskich w domu przy Hołówki 3. Pozycja poety w literaturze podziemnej była już wówczas ugruntowana i wysoka. Po publikacji w antologii konspiracyjnej Pieśń niepodległa. Poezja polska czasu wojny ks. Robaka (pseudonim zbiorowy Jerzego Andrzejewskiego, Czesława Miłosza, Jerzego Zagórskiego) w maju 1942 roku, jako pierwszy z debiutujących podczas okupacji twórców młodego pokolenia doczekał się własnego tomu: we wrześniu tego roku ukazały się Wiersze wybrane Jana Bugaja (literacki pseudonim Baczyńskiego). Zbiór obejmował 20 wierszy z lat 1941–1942 ułożonych w trzy cykle: Legenda, Krzyż i Erotyki, z linorytem autorstwa poety na okładce; spośród 100 egzemplarzy ocalało zaledwie kilka. W grudniu 1943 ukazał się Arkusz poetycki Jana Bugaja, numer 1 serii Wydawnictwa „Droga”, z poematem Wybór; rysunek na okładce, autorstwa Andrzeja Jakimowicza (kolegi z Batorego), przedstawiający padającego bojowca o sylwetce przypominającej poetę, nie zyskał uznania Basi.
Poezje Baczyńskiego spotkały się z żywym przyjęciem, pełną akceptacją i przekonaniem o jego wybitnym talencie przede wszystkim w środowisku starszego pokolenia pisarzy. Jarosław Iwaszkiewicz wspominał: „Baczyńskiego przywiózł do Stawiska Jerzy Andrzejewski. […] wizytę tę poprzedził znaczny »hyr« pomiędzy przyczajonymi literatami, że narodził się nadzwyczajny młody poeta, że dojrzałość jego w tak młodym wieku jest zdumiewająca, że pisze bardzo dużo, jednym słowem, że jest to zjawisko nieprzeciętne”.
Z Andrzejewskim połączyła Krzysztofa przyjaźń, napisał dla niego i dedykował kilka wierszy, został ojcem chrzestnym synka pisarza, Marcina; w grudniu 1943 pisał do matki, mieszkającej w Aninie: „Byłem u Jerzych. Mały jest wspaniały. Bardzo się poprawił, tylko wrzaskun potężny. Zamierzam mu kupić na Gwiazdkę kaftanik…”.
Do anegdoty przeszła opowieść, jak podczas jednego z okupacyjnych wieczorów poetyckich do Baczyńskiego podszedł Miłosz i powiedział: „Ty chyba będziesz większy ode mnie”, zaś młody poeta odparł: „Ja już jestem większy od ciebie”. To nie pycha i samozadowolenie podyktowały odpowiedź. Przyjaciel poety, Marcin Czerwiński (po wojnie wybitny socjolog kultury), akcentował w swoim wspomnieniowym portrecie poety fascynację jego wiarą we własne zadania: „W jego poezji dostrzegałem zawsze szczególnie klarowny konflikt między podstawową, metafizyczną samotnością a najszerzej rozumianym uczestnictwem społecznym, obecnością wśród ludzi i dla ludzi. To uczestnictwo, ta obecność były przez Krzysztofa doświadczone realnie, i to w postaci najdramatyczniejszej. […] Wiem, że znał on momenty niesmaku względem rzeczy napisanych i miał okresy dręczącej jałowości. W sumie jednak pisał bardzo dużo, pisał w bardzo jednolitym nastawieniu wewnętrznym, mając poczucie silnego związku z inspirującymi go sytuacjami społecznymi. Składało się to na poczucie misji, z której czerpał złudzenie bezpieczeństwa. Pamiętam jakiś spacer, w czasie którego powiedział, że przeżyje wojnę, gdyż ma jeszcze wiele do wyrażenia”.
Poezja Baczyńskiego spotkała się z wyjątkowym w warunkach życia okupacyjnego przyjęciem. Tom Wierszy wybranych stał się tematem eseju znanego krytyka, Kazimierza Wyki, opublikowanego w konspiracyjnym krakowskim „Miesięczniku Literackim” jako List do Jana Bugaja (czerwiec 1943). Przyjaciel poety wspominał: „Do otrzymania go przyznał się Krzysztof nie od razu. Jak ludzie w głębszy, twórczy sposób zainteresowani swoją działalnością, był on nie tyle podniecony tym laurem, ile jakby na moment uspokojony. Odprężenie nie trwało chyba długo, ale waga tego wsparcia musiała być dla jego wiary w siebie ogromna”. W podziękowaniu za List poeta podarował jego autorowi zeszyt zatytułowany 3 wiersze, zawierający: Modlitwę (Niezdarne ręce, martwe trudy), Wigilię i Młot, z dedykacją: „[…] pierwszemu krytykowi, z którego sądem o moich wierszach zgadzam się całkowicie”. To zaufanie do krytyka spowodowało później gniewną reakcję Krzysztofa – jak wspominał Wyka – na jego próby powstrzymania poety od pójścia z bronią do Powstania: „[…] może lepiej by siebie przechować, nie wiadomo, jak to będzie, […] powiedział mi wprost: »Proszę pana, kto jak kto, ale pan to powinien wiedzieć, dlaczego ja muszę iść, jeżeli będzie walka«. […] Wróciłem do Krakowa i opowiedziałem tę historię profesorowi Pigoniowi. I wtedy właśnie Pigoń powiedział te słowa: »No cóż, należymy do takiego narodu, który musi z diamentów strzelać do wroga«”.
W utrzymanym w intymnym tonie rozmowy z poetą, pięknym i subtelnym liście-eseju, Wyka stawia Baczyńskiego w rzędzie wielkich „patronów” – Słowackiego, Norwida, Czechowicza i Miłosza. Ta konstatacja jest najczęściej akcentowana, kiedy przywołuje się tekst Wyki, nie wydaje się jednak, że zadecydowała o emocjonalnej reakcji poety na sądy krytyka – obdarowanie go tomikiem, tak jak to czynił wobec najbliższych. Wyka, oczarowany poezją Baczyńskiego, oceniając go, pisał także o sobie – tak widzi źródło Listu profesor Marta Wyka, akcentując rolę pesymizmu filozoficznego w światopoglądzie ojca jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym. Wrażliwy krytyk, nawiązując do tonacji liryki tego okresu, pisze o otwarciu, które ujrzał w Baczyńskim: „Z katastrofizmu wyłoniło się męskie zrozumienie historii, jej przebiegów i praw. Z pesymizmu pozostał jedynie nurt czystości i religijności. Pan już jest po stronie nadziei. […] W najlepszych lirykach Pana dojrzewa z naszych konkretnych przeżyć coś, co bym nazwał prawem tych przeżyć, coś, co jest pokorą i ściszeniem wobec naszych bólów i spraw […] Najpiękniej w wierszu Historia jawi się ta znamienna dla owych zamyśleń równość historii wobec cierpienia. […] Kształt historii, kształt religii. Kształt niepokoju, który pyta o sens doli ludzkiej, poczętej z ziemi, smutnej i godnej współczucia. […] Piszę to Panu, a ciągle myślę o tym przedziwnym wierszu Z szopką, o tym wspaniałym kontraście strofy pierwszej i ostatniej, o tych prawdach naszego bytu, nazwanych przez Pana w obrazach o równie zdumiewającym kontraście subtelności i ostrego realizmu”.
Jakże niesprawiedliwa w kontekście tych słów jest ocena osobowości twórczej Baczyńskiego po wydaniu Wierszy wybranych, nazwanego przez Stanisława Marczaka-Oborskiego „nietutejszym woźnicą”: „batem dekadenckich nastrojów poganiasz konia i coraz dalej od nas wóz się toczy, płaszczyzny gwiazd tasujesz w nierzeczywistych dłoniach” – gromił poetę w felietonie O ślepym woźnicy w listopadowym, 5. numerze „Sztuki i Narodu” (1942). Zaś Tadeusz Gajcy w recenzji Poezja o nucie dostojnej, dostrzegając cechę „pewnej dostojności wewnętrznej” w wierszach Baczyńskiego, zarzucał mu manieryzm, pretensjonalizm, zasadniczo – oderwanie od rzeczywistości wojennej. Ostra krytyka miała swoje źródło w ambiwalentnym stosunku poetów związanych z „SiN” wobec Baczyńskiego. Wcześniejsze próby nawiązania współpracy kończyły się niepowodzeniem: Wacław Bojarski, Gajcy próbowali wciągnąć go do grupy, ale niezależny poeta „zbył te propozycje wymownym milczeniem”. Organizator i świadek pierwszego spotkania Baczyńskiego i Bojarskiego, Tadeusz Sołtan, podkreślał, iż przyczyną nie były tu – jak przyjęło się uważać – różnice ideologiczne, choć nie były bez znaczenia; zasadniczą rolę odegrały: inny stosunek do środowiska, do roli literatury w warunkach konspiracyjnych, niezależna, samotnicza osobowość twórcza Krzysztofa. Relacji poety z sinowcami nie określała jednak rywalizacja, chociaż po reakcjach na Wybór wierszy pozostało i widoczne było „wspólne [bo i Basi] uczulenie na działalność »Sztuki i Narodu«” (Zbigniew Wasilewski).
Baczyńscy „zrewanżowali” się recenzją Widm Gajcego w maju 1944; napisali ją wspólnie jako Agnieszka Dębowa i Jan Krzyski do 5. numeru „Drogi”, choć z racji stylu autorstwo można przypisać głównie żonie Krzysztofa: „[…] brak tu odnalezienia przez poetę jakiejś postawy w stosunku do przewalających się zdarzeń. […] całość tomu daje nam poetę młodego, o dużej sile dynamicznej, który po przezwyciężeniu pewnych […] słabostek, przy pełnej dojrzałości może stanąć śmiało wśród najlepszych znanych nam współczesnych”. To wyraźne nawiązanie do słów Gajcego po ukazaniu się Arkusza poetyckiego Jana Bugaja, kiedy w styczniu 1944 w numerze 14–15. „SiN” pisał: „Bugaj wykrystalizował się. W wierszach jego dźwięczy świadomość poczucia odpowiedzialności artystycznej. Jest już dojrzałym poetą, gdy dotychczas szukał”. Miesiąc później Gajcy zorganizował Baczyńskiemu wieczór poetycki w mieszkaniu Stanisława Ziembickiego, który tak wspominał „wieczór przy karbidówce”: „Pierwszy przyszedł […] Baczyński. Punktualność była jego cnotą. Wraz z nim jego najwierniejszy towarzysz, krytyk, impresario i żona – Basia. […] Baczyńskiego domyśliłem się od razu, mimo podniesionego kołnierza i panującego w przedpokoju półmroku. Męska, wyrazista twarz i oczy niczym indyjskiego maga ukazały się w świetle świecy. […] Na ten pierwszy od śmierci Trzebińskiego wieczór zeszła się spora gromadka młodych. […] Baczyński czytał wiersze wolno i spokojnie. Jego głos, sylwetka i poezja to naprzeciw siebie stojące zwierciadła. […] Czytał z dwóch grubo oprawionych notesów […]. Ta prostota i bezpośredniość, z jaką odczytywał wiersze ze zwykłego notesu, zjednała mu słuchaczy. Słuchaliśmy w skupieniu, nawet karbidówka przestała się niecierpliwić. […] Nieoczekiwane było zakończenie spotkania. Gdy już mieliśmy się żegnać, w drzwi wejściowe załomotały natarczywie czyjeś pięści. […] Basia schwyciła leżące na stole notesy męża. Gajcy podszedł do okna […]. Cień rozstrzelanego niedawno Łomienia stanął na szybie. Okazało się, że jeden ze spóźnionych kolegów urządził nam »próbny alarm«. […] W kilka dni potem Chmura powiedział mi: »Wiesz, co sobie wtedy pomyślałem? Że szkoda wierszy Bugaja. Baczyński mówił, że ma przy sobie jedyne rękopisy«”.
Więzi osobiste były ważniejsze niż różnice ideologiczne czy środowiskowe, nie dotyczyły zresztą wartości najwyższych i dokonywanych wyborów, z towarzyszącą wyborom świadomością ceny. „Zarysy istot, którymi mógłbym być, ale już nie będę… Śmierć jest ze mną i we mnie. Chodzę w niej jak w płaszczu za dużym na mnie…” – pisał Zdzisław Stroiński „Chmura”. Andrzej Trzebiński „Łomień”, rozstrzelany w listopadzie 1943 w ulicznej egzekucji, notował w pamiętniku: „Ciągłe ocieranie się o śmierć. I to musi zostać, zakorzenić się, wejść w nas najgłębiej. Nie zemsta. Och, Boże – powtarzam, nie zemsta, ale to wyhartowanie duszy, to nabranie powagi na całe życie. Powagi życia”.
„Zostanie po nas złom żelazny / i głuchy, drwiący śmiech pokoleń…” – tymi słowami zamykał Pieśń w poetyckim cyklu Gdziekolwiek ziemia… Tadeusz Borowski. Był więźniem Auschwitz od 1943 roku; Baczyński brał udział w redakcyjnych pracach „Drogi” nad wydaniem drugiego tomu jego wierszy – Arkusz poetycki nr 2 (1944). On sam, również bez złudzeń, patrzył na dramatyczny los swego pokolenia, kiedy pisał w Róży świata, w czerwcu 1943 roku:
[…] a myśmy mieli twarze nawiedzonych chłopców, którzy ojczyznę swą i w śmierci pokochali. A myśmy mieli dziwne sprawy, niepojęte, które nam ciała zmięły i oczy spaliły, i tak się nam te karty w ciemności prześniły i już nie ukazały serca róży świętej.
Krzysztof Kamil Baczyński, Z szopką
czyta: Halina Łabonarska