Wybór
„Podaj mi rękę – mówił anioł – bo jeszcze jeden krok, a trwoga cię ogarnie i spadniesz suchym liściem w drapieżną czułość ziemi, w pożary ludzkich rąk, w jeziora mroczne czasu podobne ciemnym snom”. Znów się muzyki ciepłej płomyk zapalił biały, a on strwożony jeszcze, choć w górę lekko szedł, zapłakał: „Czym nie zgrzeszył odchodząc od cierpienia, odchodząc, kiedy za mną bolesne kwiaty wiały jej dłoni i jej oczu uderzał motyl trwożny, i do jej stóp maleńkich przykuta ciężka ziemia? Jam szedł za tym płomieniem, co pali nieostrożny i nieobaczny na nic”. A anioł mówił tak: Tyś był miłości wiernej nierozdzielony ptak, który miał tyle serc, ileś twych braci miał, i z każdym serc powiewem twój wielki płomień drżał, i uczyniłeś wybór po wszelki świata czas, jakże chcesz, żeby w trwodze o jedno ciało gasł? Bo dusza jej to strumień, srebrzysty, żywy ton, a nie napłynie otchłań w zielony, boży dom”. I znów się ciszy całun w muzyki krąg układał, a znów go strwożył czas i mówił: „Nim dorośnie dzieciątko, czym się stanie, czy groza go nie wchłonie?” A anioł wziął go w ciszy mocno za obie dłonie i rzekł: „Czyś ty zapragnął krzyżować smugi dróg, które wydrążył przed nim ognisty boży pług? Ale wiedz: kto zaufał, gdziekolwiek niesie lot, miłością pooddziela od miłowanych zło”. Wtedy się serce Jana skruszyło w miękki popiół, to serce, które z duszą porwane – ziemskie było. I próchno się na ziemię jak rosa albo łza zsunęło. Nisko w dali fala chmur białych szła. Jeszcze dzwonek na wieży, ptaki w locie i obłok, wietrzyk dzwonił i gasł. „Podaj mi rękę – mówił anioł – oto się stajesz zapatrzeniem gwiazd”.
„Ukończone 14 września 1943 roku, pisane w miesiącach: maj, lipiec, sierpień, wrzesień 1943 r.” – nad żadnym utworem Baczyński nie pracował tak długo, do żadnego nie powracał (istnieją jeszcze dwie wersje poematu); wcześniej mierzył się z tematem „wyboru” w opowiadaniu bez tytułu (marzec 1943) oraz w jedynym w twórczości utworze dramatycznym, który warto czytać razem z poematem. Tytuł Wybór związany jest z zasadniczą decyzją życiową – latem 1943 Krzysztof Baczyński, pseudonim „Krzysztof Zieliński”, zostaje żołnierzem Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Motto z Jerzego Lieberta (z wiersza Jeździec), jakim poeta opatrzył poemat: „Uczyniwszy na wieki wybór, / w każdej chwili wybierać muszę” – mówi o traktowaniu rzeczywistości w kategoriach obowiązku i jednocześnie – o ogromnej dojrzałości duchowej. Przeżycia roku 1943 niewątpliwie wpłynęły na tę decyzję: na każdym kroku ginęli rówieśnicy: w marcu koledzy z Batorego, „Rudy” i „Alek”, w czerwcu Wacław Bojarski, postrzelony w akcji pod pomnikiem Kopernika, zaś Zdzisław Stroiński zostaje uwięziony na Pawiaku; trwa zagłada warszawskiego getta.
Bolesne odczuwanie losu i świadomość odpowiedzialności za sens egzystencji były wspólne pokoleniu wojennemu, zaś dylematy poety – moralne koszty zbrojnej walki – były dylematami jego rówieśników. W elementarnej niezgodzie na zło i odpowiedzialności za kształt świata dawał wyraz swoim wątpliwościom, lękom wobec moralnej niejednoznaczności walki z wrogiem – zabijania. Bohater Baczyńskiego (wiersz napisany w styczniu 1942 pod takim tytułem miał za motto Norwidowskie: „Za to i rycerz nie lada gwałtownik, / Lecz ów, co czeka”), Jan z dramatu bez tytułu, postawiony wobec wyboru „gniewu” lub „śpiewu” – obawia się czynu, zadawania śmierci: „Ja nie uniosę” – mówi. Pomaga mu Gladiator – postać z pomnika: „Niech ci opadnie ciało i niech stanie / obok jak głaz, a ty się stań kochaniem, / a ty się stań cierpieniem”. Janowi pomaga także Matka, która przeczuwa „nad pokoleniem zawieszoną łunę”; w pierwszej scenie dramatu mówi: „Bogu / podoba się tak wszystkich puszczać swoją drogą / drogą krzyża”. Świadectwem więzi duchowej, łączącej poetę i jego matkę, będzie rękopiśmienny tomik 1943, podarowany Stefanii Baczyńskiej na imieniny we wrześniu tego roku, z utworami, które stanowią liryczny zapis drogi wyboru.
W poezji Baczyńskiego, w jego wizji świata i człowieka – sumienie zajmuje miejsce centralne. Dotknięcie ciemności okalecza, jest źródłem rozdwojenia: „Cały w grozie, rozpłaszczony lękiem, / człowiek drżał, do czoła podniósł rękę / i zawołał w las, co stojąc groził: »Kim ty jesteś, który mówisz ze mnie?«” (inc. „Papier wezbrał, a dłoń jak odcięta”).
Przyjęcie drogi czynu dla ocalenia wartości, wybór: „A tylko trzeba pojąć głos i hasło, / bo jeden krok jest jak żołnierza krok, / kiedy się wstąpi weń, to się znalazło / Boga dla wiary i dzieło dla rąk” (Dzieło dla rąk) – nie był bezrefleksyjnym scenariuszem. Był dojrzałym, świadomym podjęciem brzemienia odpowiedzialności, z wpisanym weń cierpieniem sumienia:
Nic nie powróci. Oto czasy już zapomniane; tylko w lustrach zsiada się ciemność w moje własne odbicia – jakże zła i pusta. […] I jeden z nas – to jestem ja, którym pokochał. Świat mi rozkwitł jak wielki obłok, ogień w snach i tak jak drzewo jestem prosty. A drugi z nas – to jestem ja, którym nienawiść drżącą począł, i nóż mi błyska, to nie łza, z drętwych jak woda oczu. A trzeci z nas – to jestem ja odbity w wypłakanych łzach, i ból mój jest jak wielka ciemność. I czwarty z nas, którego znam, który nauczę znów pokory te moje czasy nadaremne i serce moje bardzo chore na śmierć, która się legnie we mnie. 18 X 1943 (Spojrzenie)
Rzeczywistość „wyboru” – w porządku biograficznym, emocjonalnym – zyskuje w przestrzeni liryki Baczyńskiego wymiar duchowy. Poeta ujmuje los Jana – zarówno bohatera wspomnianego utworu dramatycznego, jak i w poemacie – jako „rycerza wiary”:
Jan stał pośrodku, cichy jak wielki chorąży, który sztandar przedśmiertny ogromnych niebiosów unosi. Jego głowa i płonące włosy, w których gwiazdy spalały ostatni swój płomień, stały w sklepieniu nocy, w milczenia ogromie. Tacy byli żołnierze, którzy bez mundurów, w cywilnych czapkach, z bronią zza pasa wydartą stali u serca ziemi jak burzliwe chmury przeciw wierze bezsilnej i miłości martwej.
W refleksji o szczególnym miejscu „rycerzy” w słowniku poetyckim autora Wyboru Jerzy Święch podkreślał: „uczynił z nich Baczyński orędowników miłości, caritatis; kruchy płomień tej miłości mają oni przenieść przez czas rozpętanych instynktów, epokę nienawiści”. Choć w Autobiografii wyraża „umowność roli swego bohatera”:
Ja, poszukiwacz ludzi prawdziwych, […] zastygłem w pomnik ze wzniesionym mieczem, którym człowieka rozetnę czy ciemność?
– „na moment nie wątpi, że tylko życie z kodeksem może mu przynieść ocalenie”. Jedynie śmierć – jako poświęcenie, ofiara za czyjeś życie – usprawiedliwia walkę, wejście w sferę „gniewu”.
W poemacie Wybór opis bitwy został w wersji ostatecznej zredukowany do krótkiej sceny końcowej, kiedy Jan otrzymuje śmiertelny postrzał; w wersji nieostatecznej Jan ginie, osłaniając ciałem przyjaciela. Staje się „zapatrzeniem gwiazd”, niczym w Norwidowskiej Assuncie (Spojrzeniu ku Niebu)… Jakże wymowny jest prowadzony w czystej narracji poematu wątek ziemskiej miłości, czekającej w milczeniu żony bohatera poematu, Marii: „Bo dusza jej to strumień, srebrzysty, żywy ton, / a nie napłynie otchłań w zielony, boży dom”.
W decyzji o wstąpieniu do podziemnej Armii Krajowej Krzysztofa wspierała Basia. Zbigniew Wasilewski tak zapamiętał swoją rozmowę z żoną poety: „…spytałem ją wręcz, czy zgadza się, aby Krzysztof tak się narażał […]. Odrzekła, że nie ja pierwszy ją o to pytam, że nawet kilka osób […] namawiało ją i Krzysia, aby się z tego wycofał. – On nie może tego zrobić – powiedziała. – Przeczytaj jego wiersze, a zrozumiesz, że nie może”.
Krzysztof Kamil Baczyński, Spojrzenie
czyta: Halina Łabonarska