Logo Muzeum Literatury

Na imię mi było Krzysztof

Szczęśliwe drogi

    Sny dziecinne pachniały wanilią.
    Jak oderwać to życie od trwogi?
    Te dni jak małe bożki w oliwkowym lesie –
    – wyrosły z nich dorosłe wilki i ogień
    opalił sosny strzelistych uniesień.


    Takie to dzieje, matko. Boli wiatru kolec
    wbity w dwudziestą jesień, kiedy umiem
    już najtrudniejsze słowa. Na pękniętym stole
    umierają kwiaty – suche deski trumien.
    Dusi las zdarzeń przerosłych. Nic więcej.
    Matko,
    jeszcze jednym uśmiechem sprzed lat dwudziestu
    przywróć mi wzrok dla świata
    dziecięcy.

Tak pisał w październiku 1940 roku Krzysztof Baczyński w wierszu dedykowanym matce. Przywołany baśniowy obraz dzieciństwa jest czasem bezpiecznej przestrzeni, pełnej ufności do świata, u boku matki. To do niej zwraca się w mrocznym czasie swych lat dwudziestu.


Kobieta i 10-letni chłopiec na tarasie. Ona siedzi na krześle, on stoi obok, przytulony do niej

Krzysztof z matką, Jastarnia, lipiec 1931

We wspomnieniu Marii Turlejskiej (córki Adama Zieleńczyka, brata Stefanii Baczyńskiej), chwile odwiedzin w domu Krzysia były zawsze intensywne: „Zabawy były różne – i z tym nie było kłopotów. Krzyś miał ogromne ilości drewnianych klocków, z których budował pałace, wywołując okrzyki zachwytu Stefy; były też różnokolorowe kulki, które można było układać w najróżnorodniejsze wzory, umieszczając je w ciemnej, dziurkowanej tekturce; można było malować farbkami wodnymi lub kolorować kredkami i pastelami; można było wycinać z arkuszy płaskie figurki dzieci i ich ubranka, odbijać kalkomanie, lepić z plasteliny, ustawiać kolejkę na szynach, grać w pchełki i w domino. Krzyś miał niewątpliwe talenty plastyczne, które Stefa troskliwie rozwijała, przechowując z pietyzmem jego dziecięce rysunki i akwarele”. Bezsprzecznie, należy zerwać z obrazem matki Krzysztofa jako nadopiekuńczej; wrażliwa i uważna dla jego talentów, znakomita pedagog, kochająca i rozumiejąca dzieci, nawet jeśli stwarzała przesadnie cieplarnianą atmosferę wychowywania syna, miała ku temu powody wobec jego astmy i sytuacji rodziny. W zapachach i barwach dzieciństwa kształtowała się wyobraźnia przyszłego poety, w której łączą się różne porządki istnień – ludzkich, zwierzęcych, roślinnych w sieci wzajemnych zależności. Do tego świata wraca w Autobiografii:

            
                  Kto mówił, że to bajka?
                  Naprawdę był las pełen szeptu,
                  gdzie na gałęziach z koralu
                  ptaki-wspomnienia krzepną,
                  i wśród jeleni mówiących o gwiazdach,
                  dzików jak jeże puszyste,
                  gdzie zwinięty w zamyśleniu ślimak,
                  ja – mały jak listek,
                  podaję dłoń kosmatej dłoni olbrzyma.   
                  


Chłopczyk około 4 lat stoi oparty o pień drzewa w lesie; u jego stóp siedzi pluszowy miś

Krzyś ok. 1925


Chłopiec około 7 lat, klęczący na jedno kolano w wysokiej trawie i celujący z łuku-zabawki na wprost

Krzyś ok. 1928


Dwaj chłopcy około 7 i 5 lat na ogrodowej ścieżce z zabawką-kolejką, poważnie patrzący w obiektyw

Krzyś z nieznanym chłopcem, ok. 1928

Stefania długo samotnie wychowywała syna, dla podreperowania jego wątłego zdrowia wyjeżdżała z nim często – do „Kmitówki” w Bukowinie Tatrzańskiej (chaty siostry, Pauliny, i jej męża, Zygmunta Kmity), do Jastarni, gdzie zatrzymywali się w willi przy drodze do Kuźnicy. Lato 1928 spędzili w Ustroniu na Śląsku Cieszyńskim, gdzie spacerowali przy potoku; rok później w Oneksie pod Genewą, z pięknym parkiem z mnóstwem kwiatów, skąd odbyli wycieczkę do Awinionu. Dziecięce przeżycie stanie się źródłem ocalenia czystego piękna, istnienia w „czasie bez imienia”. Lekki, liryczny wiersz Sur le pont d’Avignon powstał w kwietniu 1941 r. podczas pobytu Krzysztofa w szpitalu: „w świecie odciętym od życia, gdzie żyje się obok największego nieszczęścia i marności człowieka […] – wychodzę na słońce przed drzwi, słyszę wspomnienie dziecięce śpiewające z daleka – »Sur le pont…«, starą francuską piosenkę, i prędko wracam do sali, aby zapisać ten moment słońca” (z autorskich Przypisków bibliograficznych na kartach zeszytu z wierszami – Kodeksu 39/42). „Ten wiersz jest żyłką słoneczną na ścianie…”



Na trawie dwaj chłopcy i dziewczynka około 7 lat, przed nią małe dziecko w drewnianym wózku

Krzyś z nieznanymi dziećmi, Ustroń ok. 1928


Ośmioletni chłopiec, siedzący z matką na kamieniu wśród krzewów i przytulający się do niej

Krzyś z matką, Onex, lato 1929


Chłopcy około 10 i 4 lat, starszy dosiada dużego psa, młodszy stoi z piłką. Za nimi 2 kobiety

Krzysztof z Januszem Zarembą i Reksem – owczarkiem alzackim jego matki, Aliny, Chodecz ok. 1930

Z wakacji w Rabce w 1934 r. zachował się rysunkowy „komiks” o zabawnych perypetiach Tajuńci, przesłany z liścikiem do właścicielki pieska, Stanisławy Kosteckiej. W domu rodzinnym psy (a także koty) były zawsze obecne: już od narodzin Krzysiowi towarzyszył Fred, potem Tom, wreszcie – rudowłosy jamnik Dan. „Niewypowiedziana była miłość i przywiązanie tego psa do Krzysztofa” – wspominała Stefania Baczyńska. Miłość była odwzajemniona, zapewne myślał o Danie, kiedy pisał w wierszu Psy, w końcu lutego 1941 r.: „Jakże spokojne ich twarze obrosłe / sierścią – osadem – miłością lat, / kiedy bijesz na oślep rękami jak wiosłem / we wrogi obraz nieba i ziemi, w świat”, widząc w tytułowych bohaterach nie tylko wiernych przyjaciół, ale stworzenia bliskie tajemnicy bytu – strażników pamięci, bezpieczeństwa, stałości.


dziecięce pismo, czarnym atramentem

List Krzysia do Stanisławy Kosteckiej-Lyssy, ok. 1934


Przed kasą dworcową postać z psią twarzą, z nartami i walizką, z lewej człowiek z 3 walizkami

Tajuńcia jedzie do Rabki, ołówek, akwarela


Czterej objuczeni bagażem mężczyźni, drugi z lewej ciągnie wóz ze stertą walizek i paczek

Ile Tajuńcia wydała na tragarzy?, ołówek, akwarela


Kobieta z kotem w ręku za kamienną balustradą, na której widać 2 psy – jeden leży, drugi siedzi obok

Stefania Baczyńska, ok. 1930


Kobieta na wiklinowym fotelu w ogrodzie, z uśmiechem patrząca na psa, którego trzyma na kolanach

Stefania Baczyńska z Danem, ok. 1936–1937

Znaki dziecięcego przeżywania świata, przywoływane „ku pokrzepieniu” w wierszach lat wojny, nie są tylko wyrazem tęsknoty za czasem utraconej harmonii; to znaki cierpienia w dojrzewaniu do dorosłości, w zderzeniu Arkadii i Apokalipsy. W tej samej Autobiografii poeta skarży się:

   
            Matko, jak mnie uchronisz,
            gdy czarni ludzie otuleni w noc,
            mimo twych dłoni
            wzniesionych jak namiot modlitwy,
            prowadzą parskające szeregi piorunów
            jak tabun upiornych koni?
            

Inaczej widział dzieciństwo przed wkroczeniem w czas wojny. W Komentarzu do Wybranych wierszy, które przesłał w 1938 roku przyjaciółce ze Lwowa, Zuzannie Progulskiej, tak tłumaczył Elegię III (Były pachnące niedziele jak kwiaty…), z obrazem mieszczańskich dni „wydzwanianych ciszą”: „Tutaj żegnam swoje dziecięctwo […], patrzę w życie nowe, ciężkie i już niesłoneczne. Życie albo smutne, albo wyzute z przeżyć gwałtownych, silnych radości, których tyle ma dziecięctwo”.

Intensywny, młodzieńczy czas przed 1939 to w życiu Krzysztofa przede wszystkim „wyspa szczęścia”. W 1937 roku Krzysztof pojechał na letnie wakacje na wyspę Šolta koło Splitu; 29 czerwca pisze w humorystycznym tonie do Stanisława i Stefanii Baczyńskich:


Chłopiec około 12 lat, siedzący na podłodze z pieskiem kundelkiem o jasnej sierści i ciemnych uszach

Krzyś z psem Fredem, Warszawa ok. 1931–1932, fot. Jadwiga Kępińska


Trzej chłopcy około 16 lat, stojący obok siebie na tle drzew i obejmujący się ramionami

Krzysztof (w środku) z kolegami, ok. 1936–1937


Popiersie chłopca około 12 lat, w ujęciu ¾ ku lewej, patrzącego w lewo z zamyśloną miną

Warszawa ok. 1933, fot. Jadwiga Kępińska

Rodżyce!

Dzisiaj jestem już tutaj drugi dzień. Wczoraj zwiedzaliśmy Split. A następnie przyjechaliśmy na Šoltę. Jest titaj bardzo ładnie i bardzo gorąco. A dziś, chociaż nie ma nawet słońca i jest lekki wiatr od morza, to można się usmażyć. Wczoraj kąpaliśmy się już raz. Woda jest tak bardzo słona, że kiedy polizać się po kąpieli, ma się wrażenie, że się liże czystą sól. Poza tym woda ta jest gęsta i o wiele łatwiej nauczyć się w niej pływać. Chcieliście, abym Wam napisał, jak tu się i, śpi i wprost przeciwnie. Więc jedzenie jest niezłe, tzn. dobre, ale nie bardzo smaczne. Jem przeważnie wszystkiego po dwie porcje, bo ciągle jestem głodny. Poza tym, tak jak w zeszłym roku, gdzie usiądę, to zasypiam. Śpi się „za kratką”, żeby „muchi nie wchodzili”, ale to nic nie pomaga, bo one stoją w ogonku przy drzwiach i tylko czekają, jak ktoś otwiera drzwi. Popełniamy liczne morderstwa na muchach (klapki na muchy jak stworzone dla Tita). Idziemy wcześnie spać, tak że można wcześniej wstawać. (Zasypiamy najpóźniej około dziewiątej.)

P. P. Bartelmus mówią, że prędko nauczę się pływać, ale zobaczymy jeszcze. Z ciekawszych rzeczy należy wymienić jeszcze pienia (szczeniaka) (co się dzieje z Niuniem?) (Czy tęskni za Pańciem?).


Pejzaż morski z wysokim brzegiem z prawej. U góry z lewej napis: Jugoslavija, u dołu z prawej: Rab

Wspomnienie wakacji, rysunek Krzysztofa, Biblioteka Narodowa, Polona


widok miasta w dolinie

Pocztówka Krzysztofa do rodziców, Split, 1 VII 1937, Biblioteka Narodowa, Polona


Wąska uliczka między ciemnoniebieskimi domami, w głębi jasnoniebieski dom z kominem

K. K. Baczyński, [Zaułek w Splicie], 1937–1938, akwarela, Biblioteka Narodowa, Polona

Tego lata Krzysztof poznaje Annę Żelazny; jak wspominała koleżanka z wakacji, Hanna Grotowska: „od razu przypadli sobie do gustu, […] mieli swoje tajemnice, zeszyty, w których coś zapisywali”. Historia Anny znajdzie dopełnienie w pierwszych latach wojny. Stefania Baczyńska komentowała zaś wakacje 37. roku: „Kto raz pojechał na Południe – wraca”; Krzysztof spędza kolejne wakacje w Dalmacji w 1938 roku, poznaje wówczas Zuzię Progulską.


Twarz roześmianej dziewczyny około 18 lat, ujęcie na wprost, głowa nieco pochylona w lewo

Zuzanna Progulska (późn. Chuweń) – fotografia autorstwa jej ojca, wybitnego pediatry, Stanisława Progulskiego, profesora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, autora znakomitych fotografii zabytków i krajobrazów Lwowa oraz portretów dzieci. Zginął rozstrzelany w gronie profesorów lwowskich w lipcu 1941 r., razem z synem Andrzejem, zbiory Krystyny i Andrzeja Chuweniów


odręczne  pismo czarnym atramentem, niebieskoszary papier

List Krzysztofa Baczyńskiego do Zuzanny Progulskiej, Warszawa, 15 IX 1938, dołączony do przesłanego tomiku – zbioru wierszy dedykowanego Zuzi pt. Wyspa szczęścia (wiersze z cyklu Szczęśliwe drogi), zbiory Krystyny i Andrzeja Chuweniów

niebieskoszary papier, odręcznie czarnym atramentem: motto w prawym górnym rogu, pośrodku tytuł

Strona pierwsza zbioru wierszy przesłanego Zuzi Progulskiej pt. Wyspa szczęścia (wiersze z cyklu Szczęśliwe drogi), z mottem z Adama Mickiewicza: „Czyż nie umiem rozróżnić marzeń od pamięci?”, zbiory Krystyny i Andrzeja Chuweniów


niebieski papier, odręcznie czarnym atramentem

Barwy w sercu (Cisza jest mdła, spokojna, nabrzmiała od słońca…), wiersz ze zbioru Wyspa szczęścia, zbiory Krystyny i Andrzeja Chuweniów


maszynopis na kartce niebieskiego papieru; atramentem odręczna dedykacja autora

Elegia I (Dzisiaj jest dzień bez ciała…), 7 IX 1938, z dedykacją: „Dla mojej kochanej Zuzy – Krzysztof”, Biblioteka Uniwersytetu Łódzkiego


Pusta ławka w parku, w tle bezlistne drzewa, pochylone wiatrem; komentarz odręczny

Rysunek Krzysztofa podarowany Zuzannie Progulskiej, z komentarzem „Jest pusta jesień … w pustym życiu… ", zbiory Krystyny i Andrzeja Chuweniów


Na dnie morza niebieska ryba i dziewczyna z rozpostartymi rękami i włosami sięgającymi stóp

Rysunek podarowany Zuzannie, zbiory Krystyny i Andrzeja Chuweniów

W jej wspomnieniach wyspa Šolta to: „uroczy kawałek lądu, jakby z bajki. Lekko górzysta, pokryta częściowo cyprysowym lasem, a częściowo winnicami”, zaś Krzysztof Baczyński: „był jednym z najstarszych, […] wszyscy chłopcy bardzo się z jego zdaniem liczyli […]. Okazał się znakomitym organizatorem wszystkich gier, zabaw i eskapad, dobrze pływał, grywał w siatkówkę i »dwa ognie«. […] Wypływaliśmy razem dość daleko i pytał mnie wtedy, czy nie boję się rekinów”. W czasie choroby „przynosił owoce, czytywał na głos książki, a gdy po paru dniach po raz pierwszy wstałam, ofiarował mi wiersz Gdy przyjdziesz”. Spędzali razem całe dnie, z wyjątkiem chwil, które Krzysztof zapisywał w nieodłącznym zeszycie. Po wakacjach śle do Lwowa listy i podarek – tomik ze zbiorem wierszy Wyspa szczęścia, pisząc o nich: „To jest nasza miłość; krótkie szczęście i długie godziny marzeń. Tu marzenie moje, wieczne marzenie o Tobie, odtwarzają (jakże mizernie!) Szczęście z Tobą”. „Odtwarzają” baśniową krainę młodzieńczej radości, beztroski, miłości, natury w intensywnych barwach. Poeta tak je zapamięta i znów odtworzy w ciemnym czasie, bo zapewne w okresie wojny powstały malachitowe Zielone wysepki, Pejzaż z łodzią z arbuzami – nie jako ilustracje, ale kojące wspomnienie. Tekst Piosenki (Znów wędrujemy ciepłym krajem), echo wakacji, powstaje przecież w 1938 roku, Baczyński wpisuje ją zaś do zeszytu z wierszami między utwory z lutego 1941 – Wspomnienie, gdzie przywołuje tę konkretną minioną rzeczywistość („Kraju, kraju ujrzany przez zielone szkło”) i Świat sen, z pamiętnymi frazami: „Jakże spokojnie, / choć upłynął dwudziesty rok, nie wierzyć w rzeki ognia, przez wiatr unoszonych ludzi, / tonąc po brzegi spojrzenia w rzeczywistość. // Ale ja się obudzę, ale ja się obudzę ”.


Duża łódź, załadowana owocami, cumująca przy ulicy z czterema domami, między którymi rośnie palma

Pejzaż z łodzią z arbuzami, niedatowany, pastel, papier, 25,6 × 30,7 cm


zielone wysepki na wodzie, na jednej z nich klęczy biała kobieca postać o niewyraźnych rysach

Zielone wysepki, 1938–1944, akwarela, gwasz, papier, 17 × 20 cm

Krzysztof i Zuzia spotkali się jeszcze w lutym 1939 roku w Zakopanem: „znów chodziliśmy na długie spacery, sankami pojechaliśmy na Cyrlę, wśród wygwieżdżonego nieba snuł na głos swoje marzenia: odwalić maturę, zwiedzić Włochy, Egipt. Plany dotyczyły i mnie…[…]”. Nigdy więcej nie spotkali się.

Pieśń o szczęściu

Dziś rano cały świat kupiłem,
gwiazdy i słońce, morze, las,
i serca, lądy i rzek żyły,
Ciebie i siebie, przestrzeń, czas.
Dziś rano cały świat kupiłem,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłem,
nad czas i morskie głębie lat…
Gorące morza sercem płyną –
– pozłocie nieprzebytych sław,
gdzieś rzeki nocy mnie wyminą
w głębokich morzach złotych traw.
Chcę czerwień zerwać z kwiatów polnych,
czerwienią nocy spalić krew,
jak piersi nieba chcę być wolny,
w chmury się wbić w koronach drzew

Wakacje 1939 roku Krzysztof spędza jak dawniej w Bukowinie Tatrzańskiej, w domu Kmitów, razem z Ryszardem Bychowskim. „Obydwaj byli wypoczęci, opaleni i pełni zapału mówili o swych planach na przyszłość; Krzysztof wspominał o studiach w Akademii Sztuk Pięknych” – wspominała spotkanie z przyjaciółmi w Zakopanem Ewa Winnicka. To ostatnie dni „wyspy szczęścia”: „Leżymy na dnie błękitnym od ciszy. / Na pomostach regli wirujących w słonecznicach gwiazd, / […] Poszybujemy lekko, noce odpadną od nas, / od oczu. / Balony srebra – tryśniemy nad wybuch powierzchni, pluśniemy w krzyk światła – / – przestrzeń” – pisał Krzysztof w wierszu Sens. Za chwilę doświadczy śmierci – w lipcu 1939 roku straci ojca; we wrześniu wkroczy w czas wojny; w 1944 jego przyjaciel, Ryszard Bychowski, zginie w locie bojowym nad Niemcami.


Twarz uśmiechniętej dziewczyny około 18 lat, ujęcie ¾ w lewo, lekko pochylona, włosy lśnią w słońcu

Zuzanna Progulska, zbiory Krystyny i Andrzeja Chuweniów

Parterowy dom góralski z górami w tle; przed nim 7 młodych osób – trzej mężczyźni i 4 kobiety

„Kmitówka” – willa na Olczańskim Wierchu w Bukowinie Tatrzańskiej, własność wujostwa Baczyńskiego, Pauliny i Zygmunta Kmitów, gdzie Krzysztof kilkakrotnie spędzał wakacje, 1930–1939


Popiersie chłopca około 17 lat w ujęciu na wprost, w półgolfie i ciemnej marynarce

Krzysztof Kamil Baczyński jako uczeń II klasy Liceum im. Stefana Batorego, Warszawa 1938–1939, zbiory Krystyny i Andrzeja Chuweniów


Dwaj mężczyźni około 20 lat, stojący obok siebie w trawie do kolan. W tle niewysokie góry

Krzysztof (z lewej) z Ryszardem Bychowskim, Bukowina Tatrzańska, lipiec 1939

Krzysztof Kamil Baczyński, Sur le pont d’Avignon
czyta: Halina Łabonarska

TOP
Skip to content